czwartek, 10 sierpnia 2017

**Rozdział 2**

        - Maja?! - krzyknął przerażony, patrząc mi prosto w twarz. Przez moje łzy ledwo co go widziałam. Mgła zakryła moje pole widzenia... widziałam tylko brąz, zieleń i kolor jego skóry zlane ze sobą, jakby były farbami mieszanymi na palecie. Oczami wyobraźni widziałam tylko Staszka. Jego blond włosy zaczesane do tyłu, jego niebieskie oczy z pomarańczową plamką na prawym oku, blizna na lewym policzku po wypadku na deskorolce, jego niemal praktycznie zawsze spękane jasnobrązowe usta, które tak uwielbiałam cmokać... i ten jego pieprzyk nad brwią... Ilekroć tylko o nim myślałam, przypominało mi się coraz więcej szczegółów z nim związanych. To że nienawidził jeść pomarańczy, ale uwielbiał sok pomarańczowy... albo że umiał zrobić salto na zawołanie...
          Kolejna łza poleciała po moim podbródku i miękko kapnęła na ramię Kentina, którego obejmowałam. W ścisłym uścisku  pogięłam jego szaro-niebieski mundurek szkoły Słodki Amoris. Pogładziłam palcami naszywkę na jego ramieniu przedstawiającą logo. Przedstawiała brązowo-różową babeczkę z sercem o wiśniowym kolorze na białym tle. Chociaż znałam wzór na wylot, przyjemnie było podziwiać go milimetr po milimetrze, nitka po nitce. Pamiętam, że zawsze chciałam uczęszczać do tej szkoły, lecz moją rodzinę nigdy nie było stać na czesne. Dlatego zawsze uczyłam się ciężko, często ponad moje siły i inteligencję. Nigdy nie byłam mądrym dzieckiem, jedynie wykutym. Często zdarzało się, że gdy miał być jakiś test, który niby z miał być łatwy, to jednak nieważne czy byłam umówiona z ze znajomymi lub miałam wizytę u lekarza, zawsze wszystko odwoływałam. Uczyłam się długo, często aż do rana. Pewnie dlatego byłam tak uzależniona od kawy. Teraz tak się zastanawiam... Czy to mogła być moja wina? Że Stanisław ze mną zerwał? Kolejny raz wybuchnęłam płaczem.
            Kentin tulił mnie mocno i głaskał po moich czarnych jak noc włosach. Gdy tylko zdawało się że zacznę ryczeć na nowo, zaczął mnie uciszać i szeptać: "Ciii, spokojnie. Jestem tu". Powoli się wyciszałam i wytarłam łzy swoją wojskową bluzą. Pamiętam że dostałam ją od mamy w kilka dni po wyjeździe mojego wówczas jedynego przyjaciela. Powiedziała, że dzięki niej poczuję się tak, jakbym z nim ćwiczyła i że on poczuje że zawsze z nim będę. Śmieszne, ale nic a nic nie poczułam. Wpatrzona w wzór moro, parsknęłam cicho. Chłopak uśmiechnął się.
           - Widzę, że już ci lepiej. Bardzo chciałbym wiedzieć co się stało, że płakałaś, ale na razie wolę żebyś się uśmiechnęła i powiedziała, że miło mnie widzieć.
           - Oczywiście że miło cię widzieć! - z uśmiechem przytuliłam go jeszcze raz. - A właściwie kiedy wróciłeś? Ani jednego słowa nie słyszałam o twoim powrocie!!
           - A jak ci powiem że dziś to uwierzysz? - pokazał mi język i wyjął pocztówkę ze swojego plecaka. - Miałem iść teraz na pocztę, ale spotkałem ciebie wcześniej więc... - podał z uśmiechem kawałek kolorowego papieru. Przedstawiał on park naszego miasteczka jesiennej pory roku. Wszędzie liście w odcieniach pomarańczy i żółci, które pokrywały ławki i trawę. Wśród liści bawiły się dzieci, które bardzo przypominało mnie i jego. Za dzieciaka.
            - Skąd masz tę pocztówkę? Nie przypominam sobie bym na jakiejś występowała - powiedziałam z udawaną złością, po czym poczochrałam po głowie kucającego przede mną Kena. - Z taką fryzurą przypominasz modela ze zdjęcia. Zobacz! - Śmiejąc się, odwróciłam zdjęcie w jego stronę. Z tyłu zobaczyłam charakterystyczne pismo bruneta, ale nie zdążyłam przeczytać, gdyż chłopak wziął mnie w pasie i przerzucił przez ramię. Zupełnie jak ja jego, gdy byliśmy dziećmi.
             - Teraz ja ci zniszczę fryzurę! Wiatr mi w tym pomoże!
             - Ken, wiesz, mam deja vu. Role chyba się odwróciły, co? - Śmiałam się, a on zaczął ze mną wirować, wtórując mój śmiech.
             - Wiesz Maja, ja też chciałem tak robić, no ale co ja poradzę że jak byłem młodszy to mnie miałem żadnych mięśni?
              Jeszcze chwilę tak się śmialiśmy, gdy zegar wybił 15.00. W jednej chwili przypomniał mi się cel mojej wizyty i się przeraziłam. Ken domyślił się jaki jest cel mojej wizyty, choć mu słowa nie powiedziałam, i rzekł:
              - To ty masz dziś przesłuchanie? Słyszałem, że oprócz mnie też ma być ktoś nowy - kiwnęłam głową. - Zgaduję po twoim przerażeniu że na trzecią. To na co jeszcze czekamy? Biegiem! - Złapał mnie za nadgarstek i wbiegliśmy w szkołę. 
             Gdy tylko przekroczyliśmy próg szkoły, z wrażenia mnie oniemiało. Mimo, że nie miałam czasu, nie trudno było zauważyć jak wielki przepych panował w tym miejscu. Wszędzie marmur, kolumny aż do nieba. Zafascynował mnie wielki kryształowy żyrandol znajdujący się na wymalowanym wszelkimi obrazami sklepieniu. Jeślibym tylko miała okazję przyjrzeć się uważniej lub choćby spojrzeć jeszcze raz na te uwiecznione na suficie dzieła sztuki, to bym zrobiła to z przyjemnością. Rzadko można zobaczyć taki wykwintny wygląd. Teraz już wiem, czemu czesne tyle wynosiły. Samo przebywanie w takim pomieszczeniu musiało wiele kosztować. Już kiedy biegałam po marmurowych płytkach w stronę gabinetu dyrektora, czułam się skrępowana. Wręcz WOW!
             Gdyby nie pewny chwyt Kentina za moją rękę, pewnie do tej pory wypełniona zachwytem po prostu wpadłabym w jakiś posąg. Znajdowało się ich wiele. Miałam wielką ochotę przystać i obejrzeć każdy z nich. Ale chłopak nie zwalniał, tylko przyspieszał. Nigdy tak szybko nie biegał. Zawsze to ja byłam bardziej od niego wysportowana. On tylko wywracał się za każdym razem, gdy tylko spróbował dotrzymać mi kroku. Za każdym razem zaskakiwał mnie coraz bardziej. Teraz pod wpływem jego szybkości ja miałam problem z zachowaniem równowagi podczas biegu. Powoli oblewałam się potem, a moja twarz przyjmowała czerwony kolor. Powoli ogarniało mnie także przerażenie. Nie dość, że spóźniona, to jeszcze w kiepskim stanie. Yay. Naprawdę chyba zrobię powalające wrażenie na dyrekcji. Przynajmniej nie myślałam już o jednej rzeczy i skoncentrowałam się na drugiej. Ważniejszej. Szkoła!!
              Nagle mój przyjaciel się zatrzymał. Z przyspieszonym oddechem rzekł do mnie, wskazując palcem drzwi:
             - To tu jest gabinet dyrektorki. Na początku powinnaś spotkać sekretarkę. Ona cię o wszystkim poinformuje. Więc we... -wtedy odwrócił głowę i na mnie spojrzał. Po jego minie już wiedziałam jak okropnie wyglądam. Wyciągnął rękę w moją stronę i pogładził moje włosy, próbując je uporządkować. Zerknęłam na niego, w duchu dziękując, że przynajmniej nie komentuje mojego stanu. No dobra, trudno. Raz kozie śmierć. Wejdę. Już nie ma odwrotu.
              Chciałam już nacisnąć klamkę, ale nagle drzwi otworzyły się szerokim łukiem. Ze środka wyszła kobieta ubrana w elegancką garsonkę w szarej gamie kolorystycznej. Jej włosy były uporządkowane w prosty kucyk, a na nosie miała proste okrągłe okulary, w stylu Harrego Pottera. Odskoczyłam przed drzwiami, na co ta dama zareagowała:
              - Bardzo przepraszam! Nie spodziewałam się kogoś po drugiej stronie. Zresztą ja tu tylko szukam pewne dziewczyny która przyszła na... - nagle się zorientowała, że nie mam na sobie pewnie mundurka, ponieważ obejrzała mnie od stóp do głów i serdecznie się uśmiechnęła - Ach! Ty jesteś Maja Trończyk? Chciałam cię poinformować, że pani dyrektor się spóźni, wypadło jej "ważne" spotkanie z rodzicem jednego z naszych uczniów - zaśmiała się serdecznie - więc spokojnie. Widzę po twojej minie, że się bałaś o spóźnienie, ale wiedz tak w tajemnicy, że jej często też to się zdarza. Spotkanie zostało przesunięte na 15.30, dobrze? - I puściła mi oczko.
              Od razu ją polubiłam. To jedyne co teraz mogłabym powiedzieć. Kiedy wróciła do swojego gabinetu, z ulgi ledwo mogłam utrzymać się na nogach. Dobrze, że za mną znajdowały się wygodne fotele, bo bym padła jak długa na podłogę. Kentin cały czas trzymał mnie w tym czasie za rękę. Tylko dzięki temu jakoś dałam rade się uspokoić. Uśmiechnęłam się do niego radośnie, odetchnęłam niezwykle głęboko i jakoś czułam się dobrze.
              - Maja, nie sądzisz, że jako że masz trochę czasu, to dobrze by było się doprowadzić do odrobinę lepszego stanu? - parsknął Kentin i szturchnął mnie w bok.
              - Jak takiś mądry to gdzie są łazienki? - Odparsknęłam.
              - Jakbyś się przyjrzała to tuż obok ciebie.
             Odwróciłam się w stronę, w którą spojrzał. Zobaczyłam na eleganckie drzwi, które bardziej by pasowały do jakiegoś bogatego salonu bądź do biura. Patrzyłam się ślepo w nie. Kentin zarechotał.
              - No i co się rżysz?! Nie widzę łazienki - spojrzałam na niego, a potem jeszcze raz na drzwi. Wtedy dostrzegłam, że nad wejściem jest posrebrzana tabliczka z napisem Damska i symbolem kółka. Aha. Kurde bogata ta szkoła.
              Gdy tylko znalazłam się przed lustrem, moje oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Byłam potargana, moje ubrania były całe w nieładzie, a mój makijaż zostawił ciemne smugi przy oczach. Aż się dziwię, jak ta sekretarka się nie zlękła na mój widok. Odkręciłam kran i starałam się jakoś wodą zetrzeć resztki make-upu. Ile bym dała za jakiś płyn, który zmazałby ze mnie to paskustwo. Akurat do toalety weszły jakieś trzy dziewczyny. Kątem oka widziałam jakąś piękną blondynkę ze ślicznie umalowaną buzią. Ej, a może ona by mi coś pożyczyła?
              Podniosłam się na chwilę i spytałam:
             - Przepraszam? Chciałam się spytać, czy macie może coś do demakijażu? Niestety w drodze mi się coś stało, a właśnie zaraz mam być na...
             - Nie zadaję się z paszczurami z plebsu. Spadaj - popatrzyła na mnie z pogardą i poszła ze swoją ekipą.                    
             Przez chwilę stałam w szoku. Czemu tak mnie potraktowała? Przecież ja tylko grzecznie się jej spytałam. Łzy znowu naciekły mi do oczu. Kurde. Nie Maja. Nie będziesz płakać przez jakąś bogatą sucz. Wzięłam do reki papierowy ręcznik (swoją drogą też lepszej jakości niż w zwykłych szkołach) i starałam się jakoś doprowadzić do porządku. Chwilę później weszła jakaś kolejna dziewczyna. Tym razem postanowiłam się nie odzywać i sama próbowałam się uporządkować. Ale czułam na sobie jej wzrok. Czy też patrzyła na mnie z pogardą jak poprzednia? Zaczynałam czuć się niekomfortowo w tej szkole. Chwilę później podeszła do mnie i podała małą buteleczkę.
            - Proszę, to z makijażem sobie lepiej poradzi - Uśmiechnęła się do mnie ciepło. Wow. Przyjęłam ją z wdzięcznością. A jednak są tu może i mili ludzie. Uśmiechnęłam się do niej szeroko.
            - Dziękuje. To naprawdę słodkie z twojej strony. Jestem Maja, a ty?
            - Iris.
            Rzuciłam okiem na dziewczynę. Miała rude włosy uczesane w warkocz na bok, piękne zielononiebieskie oczy i oczywiście była ubrana w mundurek szkoły Słodki Amoris. Na szyi miała fioletowy chocker. Była naprawdę śliczna. Nawet ładniejsza o tamtej blondynki, którą obrzydzał grymas na jej twarzy. Chyba naprawdę osoby które są milsze, mają coś w sobie co sprawia, że są lepsi od supermodeli. Ją tez już lubię.
         
            Z pomocą Iris od razu doprowadziłam się do porządku. Nie tylko pożyczyła mi kilka rzeczy, ale też uczesała i umalowała ponownie, a także zajęła fajną pogawędka. Nie miała może mega zdolności, ale byłam jej naprawdę wdzięczna za ten proste warkocze i lekko umalowane oczy, które sprawiły, że wyglądałam dużo lepiej niż przed wizytą w toalecie. Przytuliłam ją na koniec.
          - Mam u ciebie dług. Jeśli kiedyś się jeszcze spotkamy, to proś mnie o co chcesz - wyparowałam szybko wychodząc z pomieszczenia. Szybko poprawiłam bluzę i rozejrzałam się poszukując Kentina. Niestety go nie zobaczyłam. Trochę posmutniałam.
           - Ty jesteś Maja?
           Szybko się obróciłam w stronę tego głosu. Niemal się wywróciłam. Brawo ja. Przede mną stał dosyć wysoki, przystojny blondyn (nie muszę chyba wspominać, że tu wszyscy są ubrani w mundurek). Uśmiechnął się do mnie uprzejmie, chrząknął i powiedział, podając kopertę:
           - Jakiś chłopak powiedział, żebym ci dał tą kopertę, bo on niestety musi wracać do domu. I życzy ci powodzenia - po czym odszedł.
            Szybko otworzyłam kopertę. Była w niej wcześniejsza pocztówka. Jakiś ty wymyślny Ken. Jak zawsze. Odwróciłam pocztówkę. Był na niej mój adres, znaczek i napis: "Kurczak zawsze jest kurczakiem. Nawet jeśli pieczony. Zgadnij kto wrócił :)" Ach ten Kentin. Użył naszego starego powiedzenia z naszego dzieciństwa. Miało to oznaczać, że nieważne ile ścierpimy, zawsze będziemy sobą i damy radę mimo wszystko. Może jest inny z wyglądu czy zyskał nowe umiejętności, ale się nie zmienił za Chiny. Nadal to mój przyjaciel.


sobota, 4 marca 2017

** Rozdział 1**

       - Maja, możemy porozmawiać?
      Przerwałam rozmowę z koleżanką i odwróciłam się w stronę mojego chłopaka. Miał poważną minę. Trochę dziwne jak na niego. Zawsze był wyluzowany, prawdziwa dusza towarzystwa. Jeszcze chichocząc z żartu mojej towarzyszki, przeprosiłam ją, po czym ruszyłam za nim. Nim dłużej szliśmy, tym bardziej zaczęłam się przejmować tym, co ma zamiar mi powiedzieć. Czy chce ze mną zerwać? Co prawda ostatnio nie układało sie nam najlepiej... Nad moją głową panowały niezbyt przychylne myśli.
      Gdy przystanęliśmy w kącie, popatrzył na mnie i i ze zmartwionym tonem powiedział:
      - Dasz sobie radę w tej szkole?
      Odetchnęłam z ulgą. A więc oto mu chodziło! Z uśmiechem kiwnęłam głową. Niedawno dostałam zaproszenie do prestiżowej szkoły prywatnej, do której ciężko się dostać, jeśli nie pochodzisz z zamożnej i wpływowej rodziny. Trzeba mieć naprawde szczęście by się do niej dostać, chyba że masz średnią powyżej 5.5, wtedy dyrekcja szkoły zaprasza cię na spotkanie. Dziś po południu wybieram się do nich by się przekonać, czy mnie przyjmą czy odeślą z kwitkiem. Przyznam, że ucieszyłam się tym, że tak sie o mnie martwił. To takie uroczeeeee... 
      Staszek spojrzał na mnie nerwowo przegryzając wargę. Posłałam mu pytające spojrzenie, po którym odwrócił głowę i rzekł:
      - Myślę, że to nie ma sensu.
      W pierwszej chwili nie wiedziałam o co mu chodzi. Co nie ma sensu? Spojrzałam na niego jeszcze raz tym samym wzrokiem co poprzednio. Chłopak oblał się rumieńcem.
      - Założę się na sto procent że dostaniesz się do tej szkoły. Więc myślę... Że nie ma sensu tego ciągnąć.
      Tępo wpatrywałam się w twarz mojego chłopaka. Za nic nie potrafiłam skumać o co mu chodzi. Z moich ust wydobył się marny dźwięk:
      - Co?
      - Rany, jak ty możesz mieć wysoką średnią, skoro tak ciężko myślisz.
      Mimo że zaśmiał się, w jego oczach można było ujrzeć smutek. Zupełnie jakby nie wierzył w to co mówi lub był do tego zmuszany siłą. Powoli zaczęłam rozumieć o co mu chodzi... Ale wciąż miałam nadzieję, że coś źle zinterpretowałam, że to tylko wyobraźnia płata mi figle. Może chce bym po prostu nie szła na to spotkanie? Może chce bym nie opuszczała go? Jeśli przyjmą mnie do tego ogólniaka, będę musiała zamieszkać w internacie i nie będę mogła go opuszczać kiedy zechce. Już teraz rzadko się widujemy. A co będzie wtedy? 
     Do moich oczu napłynęły łzy. Niezależnie od sytuacji nie chciałam rozstawać się z Staśkiem. Bardzo go lubiłam. Można powiedzieć nawet, że byłam w nim straszliwie zakochana.
      Gdy zauważył stróżki słonego płynu spływającego na moich policzkach, przestraszył się i cicho szepnął:
     - Proszę, nie płacz. Sama dobrze wiesz, że tak będzie lepiej. Poza tym, mam... inną... Proszę....
     Jednak dalej nie słuchałam. Szybko obróciłam się na pięcie i z opuszczoną głową oraz rękami na twarzy pobiegłam przed siebie, nie zwracając uwagi na idących ludzi przede mną. Za plecami słyszałam jak krzyczy moje imię. Jak powtarza je raz za razem. Ale nie obchodziło mnie to. Zdradził mnie... Wiedziałam, że coś się psuje między nami ale nigdy bym się nie spodziewała, że to przez osobę trzecią. Ja tak go kochałam... Tak bardzo ufałam... A teraz... Wszystko jest bez znaczenia co z nim jest związane. Czułam się tak okropnie...


     Patrzyłem jak biegnie przed siebie, jak płacze. Z mojej winy. Dlaczego z mojej? Ach tak. Zerwałem z nią w tak okropny sposób. Nie zasługiwała na to. Zrobiłem to tak nagle, że nikt by się nie spodziewał. Albo przynajmniej ja. Ale to zrobiłem... Maja jest wspaniałą dziewczyną, nie zasługiwała na to. Nie chciałem tak tego kończyć.
     Poczułem rękę na swoim ramieniu. Za plecami usłyszałem jak ktoś ze śmiechem powiedział do mnie:
     - No to sprawa załatwiona.
     Odwróciłem się wściekły, gotowy by dać w twarz tej osobie. Jednak powstrzymałem się w porę. W końcu nie był sam. Cała grupka, która przyszła do mnie liczyła czwórkę osób i to większych ode mnie. Niee byłem niskim facetem, ale przy nich czułem się jak jakiś krasnolud w otoczeniu goryli (Wiem, dziwne porównanie, ale takie przyszło mi do głowy). Mieli około 1.90, jeśli nie więcej. Spojrzałem w twarz lidera, osoby, która się odezwała. Miał on jasnoblond włosy, które były ostrzyżone na jeża i delikatny, najprawdopodobniej 4-dniowy zarost. Na policzku znajdował się mały tatuaż przedstawiający symbol 666, a w prawej brwi miał dwa kolczyki. A... na jego twarzy było rozbawienie. Takie złośliwie, cieszące się z nieszczęścia innych. Jak ja go NIENAWIDZIŁEM!
     Popatrzył na mnie i rzekł:
     - Wykonałeś zadanie. Teraz anulujemy dług twojej siostry. To taaaakie słodkie, że poświęcasz tak się dla siostry. Żeby zrywać z taką ładną dziewczyną. Myślisz, że skoro zerwaliście ze sobą, to mogę do niej podbić? Jestem ciekaw, czy wygląda równie pięknie pod tym ubraniem.
     Cała grupka się zaśmiała. Za to moje ciało wypełniła wściekłość. Powiedziałem przez zęby:
     - Nawet. Nie. Waż. Się. Jej. Tknąć.
     Całe grono zawrzało. Chyba nie spodziewali się, że ktoś im się przeciwstawi. Jeden gość z tyłu krzyknął "A niby czemu?", a kolejny parsknął ze śmiechem, jakbym powiedział jakiś całkiem zabawny dowcip. Zaś przywódca uśmiechnął się i gestem kazał innym odejść.
      Ja również udałem się do domu. W czasie drogi myślałem o Mai... Tęskniłem za jej uśmiechem, za jej rumieńcami, gdy była zawstydzona, za jej czarnymi włosami, które lubiłem roztrzepywać i za jej udawaną złością gdy to robiłem. Ze śmiechem przypominałem sobie nasze wspólne chwile jak pierwsza randka w Luna-Parku. Kiedy kurczowo trzymała mej ręki, kiedy byliśmy w Domu Strachów. Kiedy krzyczała radośnie gdy mieliśmy przejażdżkę Rollercoasterem, podczas gdy ja czułem, że staję się zielony a żołądek coraz to bardziej domagał się wizyty w toalecie. Jak... Kupiła nam opaski z króliczymi uszami, i mimo, że się wstydziłem chodzić tak publicznie... To... Chodziłem tak, by sprawić jej przyjemność. Dziwne, że tak o tym myślałem. Przecież to ja zerwałem, a czuję się tak, jakby to ona zerwała ze mną. Byłem załamany.
      Szedłem przez ruchliwe ulice, cały czas rozmyślając o tym wszystkim. To było dziwne... Miałem wrażenie jak wszystko we mnie rozpada się na kawałki. Westchnąłem przeciągle i pokręciłem głową, jakbym chciał odgonić natarczywe muchy. Nogi same mnie niosły i nim się obejrzałem znalazłem się pod domem.
      Powoli otwierałem drzwi wejściowe, jakbym bał się, że gwałtowny ruch spowodowałby zniszczenia. Dotarłem powoli do holu, zdjąłem buty, gdy ukazała mi się moja młodsza siostra Ada. Popatrzyłem na nią. Gdy zauważyła moje spojrzenie, uśmiechnęła się przepraszająco. Minęła dłuższa chwila. Potem wybuchnęła płaczem. Krzyczała jak zaklęta w kółko jedno, jedyne słowo:
     - Przepraszam... Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
     Uklękła i położyła swoje ręce na twarzy, próbując zakryć strumień łez. Przytuliłem ją mocno i powiedziałem:
     - Nie czuj się winna. To prawda. Kocham ją i to bardzo. Ale nawet dla najlepszej dziewczyny nie poświeciłbym mojej siostry. Taka nastoletnia miłość może minąć. Ale rodzina nigdy nie minie.


      Patrzyłam przed siebie. Włócząc nogami o chodnik, powoli zmierzałam w stronę szkoły w której miało odbyć się przesłuchanie. Nie byłam pewna czy dam radę. Czułam załamanie. Głęboko zastanawiałam się czemu mnie to spotkało. Zawsze chciałam by moje życie było udane, żeby mnie nie spotkało nic złego. Myślałam, że jeżeli będę żyć sprawiedliwie, to świat też będzie sprawiedliwy. Jakże się myliłam. Usiadłam na ławce przed szkołą i zaczęłam płakać. Czułam się tak pusto... Nie mogłam znieść myśli, że to już jest koniec... Że nie będzie się do kogo przytulić... Nie będzie pocałunków... Wygłupów... Nie chciałam o tym zapominać... Chciałam pamiętać... Pragnęłam, aby przybiegł do mnie i powiedział że wszystko to tylko dowcip, że to kawał i to dość marny. 
      - Maja?
      Spojrzałam przed siebie. Przede mną stał wysoki, brązowowłosy chłopak, ubrany w mundurek szkoły Słodki Amoris, który na oko miał 1.80 a może i więcej. Nie wiem. Byłam zbyt druzgotana by zastanawiać się nad jego wzrostem. Z resztą, zdawało mi się, że nawet go nie znam. Kim on jest?
      Brunet zdawał się czytać w mych myślach albo po prostu miałam tak oczywistą minę. W każdym razie uśmiechnął się i przedstawił:
      - Kentin.
      Wpatrywałam się w niego tępo. Chłopak się zaśmiał.
      - Nic dziwnego ze nie pamiętasz. A pamiętasz może Kena?
      Oczami wyobraźni ujrzałam Kena. Niskiego chłopaka z okularami grubymi jak porządna książka. Który był moim przyjacielem, do czasu... Dwa lata temu wyprowadził się poza miasto, do szkoły wojskowej z internatem. Przyznam, że nie było łatwo mi się z nim rozstać. Nigdy nie miałam za wielu przyjaciół. No co prawda, teraz się trochę zmieniło, jak poznałam Sta... Znaczy, tęskniłam za nim... Ciekawe co u niego?
      Kiwnęłam głową i czekałam na reakcję. Chłopak się zaśmiał i wyznał:
      - To ja. 
      Gdy to powiedział, myślałam że ktoś sobie ze mnie kpi? Jak to do cholery MOŻLIWE? Przecież był niższy ode mnie, przy tym wcale nie miał mięśni, a ten tu przede mną wygląda jak model z gazety. Ze zdziwienia otworzyłam usta tak szeroko, jak tylko moja szczęka na to pozwalała. Wyraźnie jego to rozbawiło. Powiedział do mnie:
      - Wojsko czyni cuda. Sam nie wierzyłem, że to możliwe. 
      - Normalnie level up - szepnęłam zadziwiona. Ponownie się zaśmiał.
      - Nieźle, nie? A w ogóle co tu porabiasz?
      To był zły ruch z jego strony. Gdy byłam zajęta myślami o tym cudzie wojskowym, nie myślałam o Stanisławie. Wraz z tym pytaniem, wielka fala wspomnień z dzisiejszego dnia zawładnęła moją głową. Posmutniałam. Łzy, które przed paroma minutami spływały po policzkach, znów zaczęły płynąć poprzednią trasą. Kentin przestraszył się.
       - Co się stało?
       Mogłam tylko wyszeptać:
       - Przytul mnie...




Mia Land of Grafic